Tag Archives: Elbrus narciarstwo
Elbrus narciarstwo w CCCP… Wspomnień czar…
Kolejka linowa to „rosyjska ruletka”…Zasmakowałem tego…4
Pod stację kolejki linowej pojechaliśmy autobusem. Wejście do kolejki siermiężne. Kolejka jak w Kuźnicach, albo za masłem w tamtym czasie. Jakoś się zapakowaliśmy, a ścisk jak w puszce sardynek i zapachem też trochę puszkę przypominało. Potrzęsło, zaskrzypiało i ruszyło ku szczytowi. No i to co piszę w pierwszym zdaniu „ rosyjska ruletka”. Tak co jakiś czas mocne szarpnięcie. A szprotki i śledzie czyli Towarzystwo w metalowej puszce wstrzymywało oddech.
To nie Elbrus tylko kolejka na…? Ale też bywało w niej ciasno jak w puszcze sardynek…
OK mieliśmy farta. A skoro to piszę to liny wytrzymały. Jazda była chyba na wysokości 3400-3500. Pogoda była przednia czyli słoneczna, więc było widać szczyt. Wydawało się, że można by zrobić podejście i na Niego wejść. Takie sprawiał wrażenie, ale to jak większość wie tylko wrażenie. No i powtarzam z uporem maniaka widoki, widoki, widoki.
Ale wracając do narciarstwa. O ile pamiętam muld tam nie było. Szeroko w miarę płasko w porównaniu z górą Czeget. Oczywiście trasy bez zbytniego przygotowania. W każdym razie na Elbrusie jazda była w stylu slalomu giganta. A że wtedy jeździło się tylko na nartach długich / moje Atomic miały 195 cm / i bez obecnego taliowania, to i długie skręty dawały dużo przyjemności. Na Elbrusie jeździliśmy podczas tego wyjazdu dwa razy. Tak to było zaplanowane w tej eskapadzie narciarskiej.
Trochę innych ciekawostek z pobytu. Bardzo orginalny i na wysokim poziomie artystycznym występy miejscowego zespołu tanecznego Kabardo-Bałkarii z okazji zawodów młodzieżówki alpejskiej Austria, ZSRR i chyba Polaków. Pakowane w gazety zakupy w lokalnym sklepie. Kozy na balkonach w ohydnych blokach na tle pięknych gór. Wyprawa do stolicy Republiki, a tam bazary i pieczona baranina, zakupy złota w państwowym jubilerze. To kilka dodatkowych smaczków do tego pobytu.
Powrót, no było trochę nerwówki. Większość coś kupił szczególnie złoto. Jedni więcej, inni mniej. Ale każdy coś miał, co stanowiło zakaz wywozu z bratniego kraju. Ja jakieś dwa drobiazgi ze złota dla córek. Schowałem je do kijka narciarskiego. Przemyciłem, udało się. Powrotu nie będę opisywał, bo był on lustrzanym odbicie podróży w pierwszą stronę.
Reasumując: wtedy dla mnie był to wspaniały i niepowtarzalny wyjazd. Podczas pisania tych tekstów po trzydziestu latach oceniam go tak samo…a może nawet lepiej…A zatem podróżujcie. Radość jest podwójna: Na żywo i po latach z nostalgicznego odtworzenia.
PS. Nie ważne tak do końca gdzie się jeździ… Ważne żeby jeździć…
Zbigniew Nora Piasecki
Elbrus narciarstwo w CCCP… Wspomnień czar…
Prohibicja. Иностранцы. Zasmakowałem tego…3
Hotel Czeget tu będziemy mieszkać. Góra Czeget 3460 m n.p.m. Tu i na Elbrusie mamy jeździć. Hotel, budynek chyba cztero czy pięciopiętrowy nie bardzo pasował do otoczenia. Standard poprawny jak na tamte czasy i w tamtym terenie. Czyli pokoje z balkonem miały toalety, natrysk, a może wannę. Na każdym piętrze był дежурных этажей czuli Pani, która miała nad nami pieczę. Jak chcieliśmy чай to zamawialiśmy u Niej. To oficjalne stanowisko, bo poza tymi zajęciami to „etażowa” była koordynatorem tej „placówki handlu zagranicznego”
Sprzedający wykładali swoje przeszmuglowane towary w pokojach a Ona po obejrzeniu asortymentu kierowała tam miejscowych nabywców. Były to kosmetyki, okulary słoneczne i wszystko inne co zawierało choćby namiastkę tego lepszego świata z którego przybyli Иностранцы. A cuda to nie były bo w 1984 czy 85 roku też tego u Nas brakowało. Tak ,że handel kwitł. I Ci co handlowali mieli pewno wycieczkę za darmo , a może nawet na niej zarobili. A wyjazd nie był tani. Kosztował 30 USD w przeliczeniu to były 3 / słownie trzy / ówczesne pensje w PLU-u. Dziś to ok. 4500-5000 PLN.
Z całej grupy handlowo wyłamały się tylko pięć osób tzn. Ja, mój przyjaciel Ryszard, jeden kolega mecenas i dwóch lekarzy. My z Ryszardem bo dostaliśmy informację od organizatora, że nie bierzemy nic na handel / głupki / A trzech pozostałych nie robiło tego bo nie chciało. Reszta handlowała na całego. I jak już pisałem granica była „ załatwiona” to i towaru mieli sporo, ale spokoju po nartach mało. My pięciu przynajmniej nie mieliśmy w pokojach „wędrówki ludów”.
Jedzenie: na początku było ciężko, ale do wszystkiego się można przyzwyczaić. Wedla mojej pamięci do wszystkiego była śmietana. No ale nie przyjechaliśmy to na ***** wypoczynek i menu hotelu. Hotel miał jednak jeden duży mankament, który nam po nartach nie pozwalał dopełnić naszych rozkosz. O % napojów alkoholowych. Wyobraźcie sobie w hotelu dla obcokrajowców, w ZSRR światowym przodowniku w spożyciu procentów, nie było grama alkoholu. Pełna prohibicja.
Narciarstwo Czeget: z hotelu do wyciągu krzesełkowego było blisko, tak więc ubieraliśmy buty narciarskie w budynku, brali narty i na krzesła. One z dołu wywoziły Nas do najwyższej stacji. Już podczas pierwszego wyjazdu widać było, że będzie gdzie pojeździć. Chociaż na samym dole brakowało trochę śniegu /wczesna wiosna /. Nachylenie w skali kolorów trasy czarne, skala przygotowanie trasy kolor mocno czarny. A jaśniej, Ci co jeżdżą na nartach dłużej znają te dwa określenia , a Ci młodsi na pewno to pierwsze. Do takich warunków byliśmy zresztą przyzwyczajeni. Na naszym Kasprowym w tamtym czasie trasy nie były przygotowywane przez ratraki tylko przez jeżdżących narciarzy, czyli zawsze były muldy. Tak było i tam tylko, że były trochę większe.
To nie Elbrus… Ale da się pojeździć przed obiadem…To Alpy Strzyżowskie…
Jesteśmy na górze znowu widoki, krótko niepowtarzalne. Tam był pośredni wyciąg. W większości jeździliśmy na nim bo, tam warunki śniegowe i trasowe były lepsze. Jazda na górze była przednia, stoki szerokie, śniegu dużo można było dobrze pośmigać. Ale małe „ale” kolejki jak wtedy u Nas. Niestety Иностранцы też musieli w nich stać. Zjazd na dół to było wyzwanie muldy po półtora metra i momentami pion. Śnieg po południu roztopiony przez słońce. Breja, mokry, ciężki. Można było nogi zagotować. Ale przecież po to tam pojechaliśmy – głownie. CDN
Zbigniew Nora Piasecki
Elbrus narciarstwo w CCCP… Wspomnień czar…
Brakowało nam tylko automatów Kałasznikowa…Zasmakowałem tego…2
Takich narciarek tam nie było…
No to jedziemy… Był to chyba kwiecień. Autokar – jeżeli można nazwać tak ten środek lokomocji. Nie wiem za bardzo jak go przedstawić. Faceci z dojrzalszego pokolenia zapewne pamiętają wysłużone autobusy PKS z tamtego stulecia. Były Jelcze, Sany i czeskie Karosy. Te wymienione to były luksusy w porównaniu z tym do czego Nas zapakowano. Tamten to była kupa żelastwa, która miała silnik i siedzenia. Ale jechało.
Nasza gehenna zaczęła się kiedy skończyły się drogi asfaltowe, jakiej by one nie były jakości. Mianowicie duża część trasy to były drogi ubite pokryte suchą ziemią, z dziurami, które zawieszenie wytrzymywały chyba te autokary.
Po pewnym czasie w „autokarze” pojawił się kurz. Był tak uciążliwy, że nie pozwalał normalnie oddychać. Cały autobus tzn. my „Innostrańcy” zakładali na usta chustki, szaliki, czapki i inne szmatki, które służyły jako „kurz maski”.
Dzisiaj wzięli by nas za oddział terrorystów. Brakowało nam tylko automatów Kałasznikowa. Nie było czym oddychać, a i widać w środku mało. No tak to się jechało.
To nie Elbrus, ale też pięknie…
A teraz rekompensata. To co można było zobaczyć przez szyby zrekompensowało mi całe opisane powyżej niedogodności. Widoki krajobrazu, zamazane już trochę moją pamięcią były urzekające. Surowość, otoczenia sprawiała wrażenie innego świata. Świata tajemniczości, niepokoju, a zarazem piękna. Skały, olbrzymie, wiszące nad drogą /część z nich już na drodze/, dodawały temu wszystkiemu adrenaliny. Ludzie, których widzieliśmy po drodze, ich rysy twarzy, regionalne ubrania uzupełniały całość tej niesamowitej autokarowej podróży. Byliśmy w innym świecie. Po około czterech godzinach dojechaliśmy do celu. Hotel Czeget tu będziemy mieszkać. Góra Czeget 3460 m n.p.m. Tu i na Elbrusie mamy jeździć. To była jazda w półtora metrowych muldach…CDN
Zbigniew Nora Piasecki
Elbrus narciarstwo w CCCP… Wspomnień czar…
Zasmakowałem tego…1
Elbrus najwyższy szczyt Kaukazu. Położony w zachodniej części głównego łańcucha Kaukazu, na terenie Kabardo-Bałkarii w Rosji niedaleko granicy z Gruzją. W roku bodajże 1983 czy 1984 byłem na wyjeździe narciarskim na tej górze Kaukazu.
Teraz trochę wspomnień z historii wyjazdu na Elbrus, na ile pozwoli moja pamięć. Organizacja i wyjazd był z Rzeszowa. Autokar do Lwowa /wtedy ZSRR/. Samolot do Mineralnych Wód, no i potem do celu ok. 180 km czymś, co oni nazywali autobusem. Czegiet to nasz cel i hotel w którym zamieszkiwali wtedy Innostrańcy, czyli obcokrajowcy oraz oficjele Radzieccy.
Granica, no i się zaczęło, najpierw kontrola WOP–istów, czyli sprawdzanie ówczesnych paszportów, czyli wkładek paszportowych. Groźne spojrzenia raz w paszport, raz na delikwenta i tak kilka razy. Buch upragniony stempel. Ale to tylko preludium. Teraz Ci, od których zależało to, czy wyjazd będzie udany, czyli celnicy. Gdzie oni nie wkładali w autokar tych sowich drutów. Oczywiście staliśmy na kanale.
Potem wszyscy zabrali bagaże i udali się na kontrolę do hali odpraw. Sprzęt został w autokarze. Przeszukań, które oni robili mogliby się od nich uczyć obecni antyterroryści. Głównie szukali dolarów, kosmetyków i innych pierdów. Gdzieś w połowie przeszukiwania grupy kazano nam wracać do autobusu. Okazało się, że jechał z nami ktoś „ważny” i zaniechano dalszej kontroli.
Lwów samolot do Mineralnych Wód. Pasażerowie: ludzie, ptaki, kury i inne zwierzęta w klatkach i luzem. Tego się nie da opisać, to trzeba było widzieć. Samolot był traktowany jak autobus czy pociąg. A tak jak były taktowany, to taki był jego stan wizualny i techniczny, jak w/w środków lokomocji w tamtych czasach i systemie politycznym. Stewardessy, nie pamiętam czy były, ale jeśli nawet to albo brzydkie, albo się nie pojawiały. No skoro piszę ten tekst to tyle było udanych lądowań, co startów. W obie strony oczywiste. No myślałem, że najgorsze za nami, ale się grubo myliłem… Autokar „klimatyzowany”, z filtrami na powietrze w postaci naszych chusteczek, czapek i innych szmatek na ustach, a przed nami prawie 200 km jazdy. To była jazda… CDN
Zbigniew Nora Piasecki…